dofinansowanie - logotypy
OWES+
Ośrodek Wsparcia 
Ekonomii Społecznej Obszaru Rybnickiego
Działaj lokalnie+
Program grantowy
Oferta+
Oferta usług CRIS

Ludzie boją się ruskiej mafii i Boga


Ludzie boją się ruskiej mafii i Boga

– Niektórzy boją się podpisywać oświadczenie woli, które pozwala na transplantację organów po śmierci, bo obejrzeli film o ruskiej mafii i są przekonani, że jak tylko podpiszą to znajdą się na jakiejś czarnej liście „dawców”. Najgorzej jest jednak, kiedy spotykamy się z ludźmi, którzy tłumaczą się sprawami wiary. Te osoby najtrudniej przekonać. Ja też jestem wierzący, i wiem, że życie to największa wartość. Żyję dzięki sercu osoby, która miała odwagę, żeby taką trudną decyzję podjąć – mówi Sylwester Miślewski, członek Stowarzyszenia Transplantacji Serca koło „Zabrze”.

Na czym polega działalność stowarzyszenia?

Sylwester Miślewski: Nasza działalność tak naprawdę jest dwutorowa. Naszym głównym celem jest informowanie społeczeństwa o wadze transplantacji organów i rozwiewanie różnych obaw z nią związanych. Zależy nam, żeby, jak najwięcej osób podpisywało oświadczenia woli, które pozwalają na transplantację organów. Z drugiej strony działalność w stowarzyszeniu to też możliwość spotkania się z osobami, które na co dzień borykają się z takimi samymi problemami. Organizujemy różne wyjazdy integracyjne, rehabilitcyjne, mamy rajdy rowerowe, zawody piłkarskie – wbrew pozorom wiedziemy całkiem normalne życie. Mamy też spotkania z psychologiem, bo czasami choroba może wpędzić w doła, i nie tylko osobę chorą, ale również jej rodzinę. Członkami stowarzyszenia są też osoby młode, również dzieci, i wtedy często opieką psychologiczną obejmuje się całe rodziny. Ja mam już swoje lata, ale wiem, że dla wielu młodych ludzi, to jest dramat. Ludzie się załamują, kiedy ich życie się przewraca do góry nogami, przestają brać leki, a dzięki takim spotkaniom mogą zobaczyć, jak żyją inni, spotkać dziewczyny po przeszczepie w ciąży, czy dorosłych ludzi, którzy przeszczep mieli jako dzieci i żyją, i mają się dobrze.

– Czy trudno jest skłonić ludzi do podpisania oświadczenia woli, umożliwiającego transplantację organów po śmierci?

– Na ogół spotykamy się z pozytywnymi reakcjami. Prowadzimy dużo akcji informacyjnych i naprawdę bardzo rzadko osoby, które do nas przychodzą po informację, odmawiają podpisania takiego oświadczenia. Problem polega raczej na tym, że ciagle nie wszyscy wiedzą o takiej możliwości lub zakładają, że to ich nie dotyczy. Ludzie na co dzień starają się odsuwać od siebie myśli o śmierci, zwłaszcza, że dawcami organów są raczej ludzie młodzi lub w średnim wieku. Spotykamy się jednak też z takimi sytuacjami, że ludzie boją się podpisywać oświadczenie woli, bo obejrzeli film o ruskiej mafii i są przekonani, że jak tylko podpiszą to znajdą się na jakiejś czarnej liście „dawców”. Najgorzej jest jednak, kiedy spotykamy się z ludźmi, którzy odmawiają podpisania oświadczenia woli, tłumacząc się sprawami wiary. Te osoby najtrudniej przekonać. My jednak spotykamy się z księżmi, jeździmy na pielrzymki i wiemy, że kościół jest przychylny. Ja też jestem wierzący, i wiem, że życie to największa wartość. Żyję dzięki sercu osoby, która miała odwagę, żeby taką trudną decyzję podjąć.

– A rodziny dawców i osób, które zadeklarowały się, by zostać dawcami? Jak reagują?

– Jeśli nie ma oświadczenia to może taką decyzję podjąć rodzina. To są zawsze trudne tematy, trudne decyzje, zwłaszcza, że liczy się czas, a stres, który zazwyczaj towarzyszy takim sytuacjom, nie sprzyja racjonalnemu analizowaniu. Jednak nawet jeśli jest oświadczenie woli dawcy, to raczej i tak pyta się rodzinę, żeby było humanitarnie, bo to są trudne momenty. Co jednak warte podkreślenia, na nasze imprezy przychodzą też rodziny dawców. Chociaż nie ujawnia się informacji, do
kogo trafił organ, oni przychodząc na takie spotkania wiedzą, że któraś z osób na sali żyje dzięki sercu ich bliskiego. Myślę, że to też daje siłę.

– Czy po przeszczepie zmienia się życie?

– Moje się zmieniło. I to na wiele sposobów. Mam wrażenie, że pozmieniały się niektóre rzeczy w mojej osobowości, więc coś chyba w tym jest, że żyje we mnie coś z tej innej osoby. Kiedyś nie lubiłem słodyczy, a po przeszczepie stałem się łasuchem. Rzuciłem też definitywnie palenie, z dnia na dzień, w ogóle mnie nie ciągnie do papierosów, i jestem przekonany, że dawczyni, bo dostałem serce kobiety, nigdy nie paliła i to dlatego. Ale też zmieniło się moje spojrzenie na świat, inne rzeczy stały się ważne. Nie praca, tylko zdrowie, rodzina. A tak poza tym, żyję naprawdę zupełnie normalnie, owszem, muszę brać leki, ale np. do swojego mieszkania na czwartym piętrze dopiero teraz mogę wchodzić bez zadyszki.

Sylwester Miślewski – członek Stowarzyszenia Transplantacji Serca koło „Zabrze”, mieszkaniec Rybnika Niedobczyc.